W maju 2011 roku mieliśmy wielkie szczęście gościć w Polsce Lamę Chimi Kinleya, nauczyciela z linii Pema Lingpy. Dwa dwutygodniowe kursy odbyły się w Darnkowie w ośrodku medytacyjnym sangi Khordong.
Część uczestników mogła praktykować z Lamą dwa tygodnie khordo ruszen, część przez kolejne dwa tygodnie praktykowała tsalung i trulkhor, ale byli też tacy, którzy mieli szczęście wziąć udział w obu kursach. W ostatnim, piątym tygodniu wizyty Lama Chhimi udzielił jeszcze nauk w Poznaniu i Warszawie. W niedzielę 12 czerwca, ze łzami w oczach żegnaliśmy Lamę na warszawskim lotnisku, z nadzieją na kolejną jego wizytę w roku 2012.
Z całą pewnością można powiedzieć, że były to bardzo szczególne i owocne kursy, a pobyt w darnkowskim ośrodku, usytuowanym na łonie natury, w sercu ciszy i królestwie przestrzeni, ucieszył każdego bez wyjątku. Wiele osób po raz kolejny uczestniczyło w kursie khordo ruszen. Uczestnicy ci, jak i Lama Chimi – nasz nauczyciel, mówili, że bardzo ważne i wartościowe jest powtarzanie kursów dzogczen, aby jak najlepiej zrealizować nauki przekazywane przez mistrzów.
Wiele osób wyraziło już teraz chęć uczestniczenia w podobnych kursach w roku 2012. Mamy wielką nadzieję, że Lama Chimi będzie mógł znów do nas przyjechać i poprowadzić kolejne odosobnienia.
Bardzo poważnie rozważane jest, oprócz krótszych, nawet dłuższe – kilkumiesięczne odosobnienie – zależy to głównie od naszych możliwości.
Po kursie tsa lung…
To, co w życiu jest najpiękniejsze i najbardziej poruszające, często najtrudniej jest wysłowić. Powodem tej niemocy jest Lama Chimi, który odwiedził nas w maju 2011 roku, a my wciąż szukamy słów, w jakich moglibyśmy opisać wzruszenie pięknem, bogactwem, szczodrością, miłością, którymi nas obdarował. Troszczył się o nas dzień po dniu przez ponad miesiąc. Był nieskończenie cierpliwy w udzielaniu wyjaśnień i bezkompromisowy w kwestii praktyki.
Część z nas mogła praktykować z Lamą ruszen, część dostała instrukcje do tsalung, a byli też tacy, którzy mieli szczęście wziąć udział w obu kursach.
Chodzimy teraz jak najedzone cielaki po wiosennej łące i gdy nikt nie patrzy, w krzakach, próbujemy wprowadzać w czyn nauki posłyszane od Lamy. Czy odkryliście jeszcze jakieś inne, równie zniewalające, w życiu piękno? Inne niż smakowanie doświadczenia praktyki po precyzyjnych instrukcjach?!
Tak nam bywało radośnie w Darnkowie, że uknuliśmy hasło przewodnie jednego z turnusów: „I to jest właśnie piękne!” Cóż z tego, że teraz bez kontekstu wydaje się takie banalne? Śmialiśmy się do łez, gdy bolały nas kolana, plecy, obijały tyłki, pot ściekał do majtek, a ktoś w porę przypominał nam: „I to jest właśnie piękne.” Gdy nasz ukochany kolega, ozdoba naszej sangi, pobudzał nasze rozleniwione spokojem umysły, kolejnymi zawiłymi konstrukcjami znaczeń, w których wszystko odnosiło się do wszystkiego w niepojętym dla nas porządku, i naprawdę odbierało nam mowę… Jednak wtedy na czas ktoś przypominał nam, że to jest właśnie piękne!
To dobra mantra, nawet jeśli wydaje się banalna. Jest bardzo użyteczna, gdy deszcz wlewa się w kamasze; gdy szambiarka przyjeżdża czynić swą powinność w porze posiłku; gdy dzieci naprawdę nie są w stanie się uspokoić, ani odrobić lekcji, ani posprzątać pokoju, ani w ogóle nic… To jest właśnie piękne! Gdy liście się rozwijają. I gdy się zwijają w wysuszony kokon. Z Lamą Chhimi i po Lamie Chhimi – to jest właśnie piękne!
Dlaczego? Bo nauki są nieskończenie proste. Poraził nas niewinnie wyglądający Lama pewnego popołudnia w pięknych okolicznościach przyrody chmur, gór i lasów, kiedy krótko żartobliwie wyłuszczył nam prawdę naszej ludzkiej egzystencji: „Wszystkie praktyki są karą za to, że nie potrafimy żyć zgodnie z naszym potencjałem.”
I wyjechał! Ale my też próbujemy wyjechać… z ciasnej stacji ego w rozległy przestwór otwartej przestrzeni. Arrivederci!
Magda Sapryk