Wizyta w Krakowie i Hubie, 11–12 czerwca 2007 r.

Ostatnie dwa dni wizyty Gangtenga Tulku miały być bardziej wypoczynkowe, przynajmniej w zamierzeniu organizatorów. Okazało się, że były również bardzo intensywne.

W poniedziałek Rinpocze wraz z towarzyszącymi osobami przyjechał do Krakowa. Niestety pociąg spóźnił się o ponad godzinę, więc planowany spacer po Starym Mieście zamienił się w pośpieszne przejście przez Rynek i kilka sąsiednich ulic. Na obiad zakotwiczyliśmy w korsykańskiej knajpce, gdzie podano nam wyborne dania.

Po obiedzie, którym Rinpocze ugościł nas wszystkich, pojechaliśmy na południe kraju, w góry.

Rinpocze planuje kupić ziemię pod ośrodek odosobnień, w górach, z rozległym widokiem, w sam raz do praktyki dzogczien. Z Krakowa pojechaliśmy więc, by coś wypatrzyć, w kierunku Beskidu Wyspowego, przez Limanową do Pienin. Po drodze obejrzeliśmy gospodarstwo na sprzedaż w Skrzydlnej, jednak miejsce okazało się być zbyt ludne, jak na potrzeby ośrodka.

Na granicy Pienin i Gorców stanęliśmy na krotki postój na przełęczy Snoska, kupując w pobliskiej bacówce bundz i oscypek na najbliższą kolację.

Ze Snoski do Huby było już bardzo niedaleko. Dotarliśmy tam pod wieczór, jednak nadal było jasno. Mimo iż deszcz dopiero co przestał padać, było ciepło, a widoczność znakomita. Rinpocze od razu wybrał się wraz ze swoim asystentem na wycieczkę do lasu. My w tym czasie gorączkowo zabraliśmy sie za przygotowanie kolacji. Przy kolacji rozmawialiśmy wiele o Bhutanie, gdyż jeden z nas dopiero co wrócił z podróży z Bhutanu, odwiedzając miedzy innymi remontowany obecnie główny klasztor Gangtenga Tulku.

Potem wszyscy poszliśmy na spacer pod lipę, jedno z najbardziej magicznych miejsc w Hubie. Widok stamtąd jest rozległy i przestrzenny, tak, że trudno o piękniejszy w całej Polsce. Zaczyna się od Góry Wdżar, potem są Pieniny, całe pasmo Tatr od Hawrania, Spiszu po Osobitą. Panorama kończy się na Babiej Górze. Rinpocze, mimo iż w Bhutanie nietrudno o piękne widoki, również wydawał się być pod wrażeniem tego miejsca.

Z zaciekawieniem słuchał tez opowiadań o innych wspaniałych nauczycielach, którzy byli tu przed Nim. Jako pierwszy był tu Czime Rigdzin Rinpocze, który odpoczywał tu kilka dni na początku lat dziewięćdziesiątych. Potem, w roku dziewięćdziesiątym piątym przez cały tydzień gościł tu Khenpo Cultrim Gjamtso Rinpocze, który wyjaśniał i śpiewał pieśni Milarepy dla sporej grupy osób z Polski i innych krajów. Wreszcie w roku 2000 i 2002 były tu kursy odosobnieniowe z lamą Tenpą Dargie z ośrodka Plaige we Francji, Bhutańczykiem z pochodzenia, którego Rinpocze zna osobiście.

Późnym wieczorem, gdy sie ściemniło, Rinpocze odprawił rytuał Riło Sangczie, w którym wszystkim Buddom i Bodhisattwom, ale tez i lokalnym bóstwom składa się ofiary z wonnego dymu w intencji odsunięcia wszelkich przeszkód.

Nazajutrz, skoro świt, wyjechaliśmy w drogę powrotną, by Rinpocze zdążył na poranny pociąg z Krakowa do Warszawy, skąd miał odlecieć do Szwajcarii. Szkoda, że Jego pobyt był tak krótki. Jednak wszystko przed nami.

Jola Kukuć